Crème brûlée

Crème brûlée

Krem brûlée kojarzy mi się z kimś kogo kiedyś znałam. Jak w tej piosence “Somebody that I used to know”.

To klasyka francuskiego cukiernictwa, znana co najmniej od 3 stuleci. Brûlée to  po francusku przypalony.

Robi się go bardzo prosto. Zagrzewacie tłustą śmietankę deserową, z cukrem i wanilią. Wyłączacie w pierwszym momencie gotowania. Następnie oddzielacie żółtka od jajek. Rozmieszane żółtka powoluteńku wlewacie do gorącej posłodzonej śmietanki, ciągle mieszając najlepiej miotełką (ubijaczką). Krem wlewacie do kokilek i wstawiacie do pieca nagrzanego do 150 stopni na godzinę. Krem w piecu ma zastygnąć.

Po tym czasie w teorii powinniście go schłodzić kilka godzin. Potem, wyjąć, posypać brązowym cukrem i na kilkanaście sekund włożyć do mega gorącego piekarnika nastawionego tylko na opiekanie górne, żeby cukier stworzył skorupkę. Ale taki z pieca, tylko trochę ostygnięty i bez skorupki też jest pyszny. Jednak nieporównywalny z kompletnym. Pod warunkiem, że jest dobrze zrobiony.  Crème brûlée musi być tłusty, słodki, waniliowy i kontrastujący w konsystencji.

Przechowujcie go w lodówce, przed podaniem posypujcie brązowym cukrem i wstawiajcie na chwilkę do piekarnika, pilnując, by cukier się nie spalił, a stopił i zbrązowiał.

Przyrządzając ten deser nie można iść na kompromis. Nie może być aromat waniliowy zamiast ziarenek z laski, nie może być za mało żółtek, a posypka nie może być z białego cukru.

Na 6 porcji potrzebujecie:

  • 0,5 litra 30% śmietanki do deserów
  • niecałe pół szklanki cukru
  • ziarenka z laski wanilii
  • 6 żółtek
  • brązowy cukier do posypania

Zawsze jak robicie crème brûlée z pozostałych białych róbcie kokosanki/ 🙂 Z sześciu białek wyjdzie cała blacha.