Frytki mojej Babci

Frytki mojej Babci

W mojej kuchni takie danie to wyjątek i jest robione na specjalne zamówienie. Nie tylko unikam ziemniaków, ale i smażenia, o głębokim tłuszczu nie wspominając. Ale ci, którzy nie mają fioła na punkcie keep fit mogą sobie pozwalać na takie dyspensy.

Ziemniaki obierzcie, umyjcie, przekrójcie wzdłuż na pół. Każdą połowę przekrójcie na plastry, ale w poprzek (ścianając krągłą górę), najczęściej nie będą to plastry, a po prostu poprzeczne przekrojenie na połowę. Teraz tnijcie w paski wzdłuż. Pokrojone wrzucajcie na suchą ścierkę, zawijajacie i trochę przygniatajcie. Ziemniaki nie mogą być mokre.

Na patelnię wlejcie pół butelki oliwy z drugiego tłoczenia. Gdy tłuszcz się nagrzeje wkładajcie cedzakiem frytki. W ilości jednego-dwóch na jeden raz. Wyjmujecie, gdy będą brązowo-rumiane, tj. po  6-8 minutach. Wyjmuj je cedzakiem i kładź na duży talerz. Niestety, jeśli mają być naprawdę chrupiące, nie powinno się ich kłaść na ręcznik papierowy nawet na chwilę.

Posól lekko przed podaniem, najlepiej zmieloną solą i podawaj z solniczką. We frytkach najlepsza jest ich prostota, słodycz, która wydobywa się z ziemniaków podczas smażenia lub pieczenia, chrupiąca skórka, miękkie wnętrze i odrobina soli, dlatego w mojej opinii najlepiej smakują po prostu z osoloną śmietaną (jogurtem bałkańskim/greckim/naturalnym serkiem homogenizowany), nie majonezem czy keczupem, które wg mnie po prostu zabijają smak frytek. Z kwaśną śmietaną 18% podawała je zawsze moja Babcia i nie mogę przekonać się do innych kompozycji 🙂 Na zdjęciu jest naturalny serek homogenizowany. Podobnie uważam, że frytki najlepsze są jako samodzielne danie, nie dodatek.

Osobom, które boją się głębokiego tłuszczu polecam pieczone ziemniaki oraz chude czipsy. 

Potrzebujecie:

  • na każdą porcję jednego, średniego, niemłodego ziemniaka
  • pół litra oliwy z drugiego tłoczenia (wszystkie ziemniaki usmażycie w tym, ale nie przechowujcie go)